Nawet degustacja wspaniałych francuskich win, wonnych serów i chrupiących bagietek czy aktywnie spędzony tydzień na biegówkach we Francji nie wymażą wielkiego rozczarowania i złości, które miotają nami po decyzji odwołania wszystkich biegów tegorocznego Transjurassienne. Nie byłoby to aż tak bolesne gdyby nie świadomość, że przy odrobinie determinacji i chęci ze strony organizatorów można było przeprowadzić zawody choćby na trasach alternatywnych czy skróconych. Do tego przedstartowe zapewnienia, że mimo pogarszających się warunków pogodowych 38 Transjurassienne na pewno odbędzie się.
Francuzi mają w tym rejonie przeszło 200 km cudownych tras więc wydzielenie na bieg jakiejś trasy z naturalnym śniegiem nie było żadnym problemem. Sypnęło śniegiem przed zawodami, wyglądało słoneczko i o takie warunki jakie były przynajmniej w pierwszym dniu klasyka mogliby się modlić inni organizatorzy, choćby organizatorzy Biegu Piastów. Francuzi poddali się.
No cóż, tym razem nie zaprezentuję fotek z kolejnego, zagramanicznego startu Ratraków, nie zobaczycie zawieszonych medali na ich szyjach po minięciu mety i nie opiszę wrażeń z biegu.
Pozostaje małe pitu-pitu z tygodniowego treningu na francuskich trasach biegowych w okolicach Les Rousess – miejsca planowanego startu 56 CT.
Chata w Gouland (4 km od Les Rousses). Tu zamieszkaliśmy.
Grupa Tadka (Tadek, Danusia, Paweł, Krzysiek)
Grupa Jurka (Jurek, Madzia, Danusia, Olek)
Tadek
Paweł
Krzysiek
Danusia
Jurek
Madzia
Dana
Olek
——————
Chatę załatwili nam młodzi – Karolina i Paweł (mój syn).
Spędzili z nami pierwsze dwa dni.
Pierwsze chwile w komplecie
Gospodarze na powitanie zostawili butelkę francuskiego szampana.
Vive La France! Vive La Pologne!
Narty zrobimy rano
Odreagować po podróży i „rano” na trasy
Chłopaki też lubią pośpiewać
————————–
Na pierwszy, pochmurny dzień wybieramy trasy od bramki La Combe du Vert.
Drewniane budki na początku tras – kasa i pomieszczenie dla narciarzy
Dzienny bilet na trasy – 8,40 EUR. Parkingi darmowe.
Tadek z Pawłem głodni biegówek pognali jak charty spuszczone ze smyczy i tyle ich widzieliśmy.
Ja chciałem nacieszyć się dzieciakami, Pawłem i Karolinką
Na rozdrożu spotykamy grupę Jurka
Danusia i Karolina tuptały sobie razem
Po powrocie z pierwszego biegania na nartach młodzi jako wkupne przygotowali obu grupom obiad w stylu włoskim. Spaghetti z boczkiem i cukinią zakrapiane czerwonym wytrawnym. Pychotka.
Życząc nam udanego startu w sobotę, zostawili francuskiego, lokalnego szampana, którego mieliśmy otworzyć dopiero po zawodach. Sami szykowali się do wyjazdu. Przed nimi prawie 500 km powrotnej drogi do domu.
Chwila relaksu – pogaduchy przed wyjazdem młodych
————————
Organizatorzy biegu obawiając się załamania pogody i pogorszenia warunków na wytyczonych trasach wydają komunikat zapewniając, że biegi odbędą się. Na stronie zamieszczają nowe mapki tras. Jest dobrze.
Start klasyka przeniesiono z Les Rousses do Lamura.
Bramka w Combe du Lac. Niestety tu trasy nieprzygotowane.
Jedziemy na następną bramkę.
Bramka w La Darbella. Stąd będziemy rozpoczynać treningi w kolejnych dniach.
Duże, czytelne plany sytuacyjne na głównych przecięciach tras biegowych
Na trasach korzystaliśmy z podręcznej mapki tras na odcinku Lamoura-Bois d’Amont. Tu też organizatorzy wytyczyli cztery dni przed startem alternatywną trasę 50 km CT. Nic nie zapowiadało skreślenia zawodów. Było tak fajnie, że śmigaliśmy coraz śmielej.
Po tej wspólnej fotce na masywie górskim Massacre grupy rozdzieliły się i wracały na parking w La Darbella różnymi trasami. Niestety obie zabłądziły. Mapki, które mieliśmy przy sobie nie obejmowały miejsc w których się znaleźli. Grupę Jurka poratowała francuska rodzinka podwożąc ich 9 km z przypadkowego miejsca swoim samochodem na parking. Natomiast ja z Tadekiem i Pawłem błądziliśmy po coraz mniej widocznych szlakach do zmroku. Byliśmy w kontakcie telefonicznym z pozostałymi uczestnikami lecz nie mogliśmy dokładnie określić miejsc w których się znajdowaliśmy i czasu powrotu. Na szczęście GPS w zegarku Pawła podpowiadał nam kierunek parkingu, na którym czekali w samochodzie pozostali. Po omacku, wolniutko, krętymi zjazdami pilnując się by nie wylecieć z trasy dotarliśmy do drogi asfaltowej w pobliżu sąsiedniej bramki La Frasse. Byliśmy uratowani! Jurek przyjechał po nas swoim autem.
Narciarzu!
Bądź przezorny! Miej przy sobie na wszelki wypadek czołówkę, termos i dodatkowy batonik! A najlepiej GPS i koniecznie naładowaną komórkę.
——————
Następnego dnia częściej sprawdzaliśmy nasze pozycje.
——————-
Przed nami kolejny wieczór przy kominku
Chórek
———————-
13 lutego – sobota,
Zamiast przedstartowego stresu i pośpiechu – luz i niedosyt. Taki szmat drogi na darmo. Jedziemy do Darbelli ostatni raz pośmigać na biegówkach i nacieszyć się widokiem urokliwych, dobrze przygotowanych tras. Rozczarowanie i zobojętnienie. Nawet nie chciało nam się przykładać do smarowania nart. Zostaliśmy przy stickach choć przy zerze i ociepleniu powinniśmy położyć up….liwe klistry. Przez to częściej wychodzimy z torów na podejściach, więcej jodełkowania i od czasu do czasu zrywamy przyklejone do nart buły.
Może pomoże zatarcie cieplejszym stickiem?
Na trasie Transjurassienne w dniu odwołanego biegu
Czy za rok jeszcze raz przyjedziemy na te przepiękne trasy?
cdn